Sprawa nagród w rządzie Prawa i Sprawiedliwości z początku 2018 roku wywołała prawdziwą burzę na polskiej scenie politycznej, pokazując systemowe obchodzenie zapisów o limitach wynagradzania najwyższych urzędników w państwie. Dzięki zastosowanemu mechanizmowi stałego dodatku do miesięcznej pensji ministrów i wiceministrów w rządzie politycy PiS wzbogacali się rocznie o dodatkowe 50-70 tys. złotych. Choć była premier Beata Szydło grzmiała z mównicy sejmowej, że te nagrody się rządzącym “po prostu należały”, to koniec końców Jarosław Kaczyński pod naporem krytyki zarządził, że więcej nagród ma nie być, a pobrane w latach 2016-2017 mają zostać zwrócone na cele charytatywne. W końcu obóz władzy miał przecież charakteryzować się “umiarem i pokorą”, a “do polityki nie idzie się przecież dla pieniędzy”.
Okazuje się jednak, że nie wszędzie zalecenia prezesa PiS wprowadzono w życie. Od początku roku wiemy już, że w obszarze funkcjonowania państwa, gdzie karty rozdaje prezes NBP Adam Glapiński, z nagród nie zrezygnowano. Wręcz przeciwnie, to właśnie tu nagrody są największe, zresztą podobnie jak wynagrodzenia. Od początku roku wielkim problemem PiS są wynagrodzenia w Narodowym Banku Polskim, gdzie dyrektorki departamentów niemerytorycznych zarabiają rocznie w okolicach 600-700 tys. złotych, z czego blisko połowę stanowią pozostające poza faktyczną kontrolą uznaniowe premie, nagrody i dodatki. Ten fakt tylko uwypukliło nieudolne gaszenie pożaru wizerunkowego przez dyrektor Martynę Wojciechowską, która zapowiedziała obniżkę “wynagrodzenia zasadniczego” z 26.500 tys. zł do 23.100 tys. zł (z zestawienia przygotowanego przez NBP wiemy natomiast, że zarabiała faktycznie średnio blisko 50 tys. zł). Wielu komentatorów zwracało także uwagę, że oprócz gigantycznej pensji w NBP, pani Wojciechowska zarabia także dodatkowe 12 tys. zł miesięcznie w Radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, gdzie została oddelegowana przez prezesa Glapińskiego.
Dziś z kolei okazuje się, że w tejże radzie przykłada rękę do tego, by szef BFG Zdzisław Sokal również mógł się cieszyć pokaźnymi bonusami do wynagrodzenia. Jak donosi dziennik “Fakt”, Sokal oprócz horrendalnego wynagrodzenia (w 2017 r. 36,5 tys., w 2018 r. 42 tys. zł miesięcznie), otrzymał także bagatela 142 tys. z tytułu nagród. Dziennik pisze też o pozostałych członkach zarządu Funduszu, którzy zarabiają pomiędzy 30 a 34 tys. zł. Oni też w ubiegłym roku dostali nagrody – od 40 do 74 tys. zł. Łącznie Fundusz wypłacił swoim pracownikom ponad 3,57 mln zł ekstra!
Tylko czekać, aż w mediach wybuchnie kolejna afera pokazująca rozpasanie nominatów obozu Zjednoczonej Prawicy. Samo nazwisko Sokala powiązane jest także z tzw. “aferą w KNF”, gdzie zarzuty korupcyjne usłyszał były przewodniczący komisji Marek Chrzanowski. Według Leszka Czarneckiego szef BFG był kluczowym elementem układu, jaki miał zaproponować mu były szef KNF.
Źródło: Fakt
Fot. Youtube/Wpolsce.pl
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU