Polityka i Społeczeństwo

Jak minister Zalewska boi się afery w PCK. Te kłamstwa stawiają ją w bardzo złym świetle

Deforma edukacji wchodzi na kolejny poziom absurdu. Rząd próbuje zarobić na niej miliony
Fot. P.Tracz/KPRM

Sprawa wyłudzenia 1,2 mln złotych z kasy dolnośląskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża jak w soczewce skupia w sobie wszystkie patologie wymiaru sprawiedliwości w kształcie stworzonym przez Prawo i Sprawiedliwość. Mamy tu bowiem do czynienia ze skrajnie niegodziwym procederem wykorzystywania działalności charytatywnej do nielegalnej działalności, zamieszania w proceder prominentnych działaczy partii rządzącej, zeznania o przekazywaniu, wyłudzonych w wyniku przestępstwa, pieniędzy w kopercie posłowi z obozu władzy i niewiarygodne zamiatanie sprawy pod dywan. Wszystko to przez odejście od podstawowej zasady ustalania organizatora przestępstwa finansowego, czyli “follow the money”. Tu ustalenie głównego beneficjenta przestępczego procederu najwyraźniej nie interesuje prokuratorów prowadzących sprawę, a nas powinno zastanowić czy prawdziwym powodem nie jest to, że niemal wszystkie tropy prowadzą do bardzo wysoko postawionych osób Prawa i Sprawiedliwości.

Dopuszczony do publicznego obiegu obraz tej afery wygląda następująco: z reporterskiego śledztwa dziennikarzy “Gazety Wyborczej” wynika, że w latach 2014-17 pracownicy dolnośląskiego oddziału PCK werbowani przez Jerzego G., kradli odzież z kontenerów przeznaczonych na pomoc dla najuboższych, a następnie za pośrednictwem firmy zarejestrowanej na „słupa” sprzedawali je w zaprzyjaźnionych hurtowniach i lumpeksach. Gazeta podaje, że część pozyskanych w ten sposób pieniędzy była przeznaczana na kampanie wyborcze polityków partii rządzącej – posła Piotra Babiarza i minister edukacji Anny Zalewskiej, której bliskim współpracownikiem był wspomniany Jerzy G. Prezes firmy “słup”, Bartłomiej Ł-T zeznał w prokuraturze wprost, że przekazywał posłowi Babiarzowi kopertę z pieniędzmi, która miała być jego “dolą”, a oprócz niego także inni politycy partii rządzącej z tych “prezentów” korzystali. Część pieniędzy miała być wpłacana na kampanie wyborcze, w tym wspomnianego posła Babiarza (który z PiS został już usunięty) oraz bliskiej współpracownicy “mózgu” całej operacji Jerzego G., minister edukacji Anny Zalewskiej. Posłanka PiS od sprawy się odżegnuje, Grzegorzowi Schetynie wytoczyła wręcz proces za sugerowanie jej związków z aferą, a wczoraj w wywiadzie dla TVN24 odcięła się całkowicie także od Jerzego G. Problem w tym, że jak donosi Jacek Harłukowicz z wrocławskiej “GW”, który od wielu miesięcy szczegółowo bada tę sprawę, minister po prostu w tej sprawie ordynarnie kłamie.

 

 

 

 

 

 

Jak pisze dziś w “GW” Harłukowicz, obronić tezy, że Jerzy G. był “jedynie” radnym z jej okręgu, a nie współpracownikiem po prostu się nie da. Świadczą o tym nie tylko wypowiedzi, zamieszczane na ulotkach kandydata na radnego, ale także jej decyzje kadrowe. Przed wyborami samorządowymi w 2014 roku Zalewska czynnie zaangażowała się w promowanie swojego kolegi. Na ulotce wyborczej Jerzego G. pisała wówczas: „Znam Jurka od roku 2002, kiedy zakładał struktury Prawa i Sprawiedliwości w powiecie dzierżoniowskim. To dobry organizator, człowiek punktualny i słowny. Od zawsze wrażliwy na krzywdę ludzi, zwłaszcza dzieci. Oddam głos właśnie na Niego”. Był także wyborczy spot kandydata PiS, gdzie minister zachwalała, że Jerzy G. jest „osobą kompetentną, wiedzącą, jak zabiegać o ludzkie sprawy”. Po prostu „najlepszy kandydat”. Na dodatek, w listopadzie 2016 roku, a więc jeszcze przed wybuchem afery w PCK, gdy znajomość z jej “mózgiem” nie była wizerunkowym obciążeniem, Zalewska została szefową wałbrzyskich struktur PiS. Na jednego ze swoich zastępców wybrała właśnie swojego współpracownika. 

Manipulacją była również wczorajsza wypowiedź, że prokuratura umarzając swoje postępowanie potwierdziła, że wiązanie jej osoby ze sprawą afery w PCK jest niedopuszczalne. Sprawę faktycznie umorzono, tyle tylko, że nigdy nie obejmowała ona takiego wątku. Prokuratorzy nie doszukali się znamion przestępstwa w kwestii wykorzystywania przez Jerzego G. pracowników PCK do roznoszenia ulotek wyborczych polityków PiS, a to przecież nie to samo.

Co ciekawe, Jacek Harłukowicz zaznacza, że jeśli Anna Zalewska ma jakieś pretensje do prokuratury za wiązanie jej z tą sprawą, będzie to mogła śledczym wyartykułować prosto w oczy już w najbliższym okresie. Po półtora roku śledztwa i wyczerpaniu już wszystkich wątków pobocznych, takich jak np. jak prowadzono fikcyjną dokumentację czy kto konkretnie wykradał odzież z pojemników, teraz wezwanie na przesłuchanie otrzymała sama minister edukacji. Tam za takie kłamstwa, jak te przedstawione wczoraj w TVN24 będzie już groziła odpowiedzialność karna. I tego minister Zalewska z pewnością bardzo się boi.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Fot. P.Tracz/KPRM

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Media Tygodnia
Ładowanie