Czy chcielibyście wydawać znacznie więcej, niż zarabiacie, bez konieczności liczenia się z przykrymi konsekwencjami takiego zachowania? Z pewnością niewiele osób na całym świecie odpowiedziałoby przecząco na tak zadane pytanie. Bo przecież to właśnie wizja utraty dachu nad głową, głodu czy całkowitej możliwości zagwarantowania godnego życia swoim bliskim jest zwykle najbardziej skutecznym argumentem, by jednak nie podejmować irracjonalnych decyzji finansowych w naszym życiu. Trudno zrozumieć, dlaczego te same argumenty nie przemawiają do rządzących naszym krajem od 2015 roku. Ci bowiem, mając pełną świadomość konieczności spłaty wciąż powiększających się długów przez przyszłe pokolenia Polek i Polaków, bezmyślnie i kompletnie nieodpowiedzialnie przejadają prawdopodobnie najlepszy gospodarczo okres w historii współczesnej Polski.
W ostatnich dniach Ministerstwo Finansów ujawniło dane dotyczące deficytu budżetowego w minionym roku. Choć przez 11 miesięcy chwalili się niewidzianą przez dekady ciągłą nadwyżką budżetową, to jednak po grudniu polski budżet znajdzie się mniej więcej 10-11 mld złotych pod kreską. Oznacza to niestety, że w czasie, gdy każdy racjonalnie i odpowiedzialnie zarządzany kraj regionu dokonuje niemożliwych w gorszych warunkach procesów uzdrawiania systemu finansów publicznych, mających przygotować gospodarkę na gorsze czasy, w Polsce trwa bal na Titanicu, a rządzący zamiast przygotowywać obywateli na uderzenie, dodają gazu, by uderzenie w finansową górę lodową wywołało możliwie największy wstrząs. Zbliża się bowiem rok dwóch elekcji, które zdecydują o przyszłości obozu Zjednoczonej Prawicy, dlatego o zaciskaniu pasa i wyhamowaniu społecznych oczekiwań nie ma ani słowa. Wręcz przeciwnie, oto rząd rozdaje kolejne przywileje emerytalne, zwiększa koszty pracy, uderza w system bankowy i biernie przygląda się zbliżającej zapaści na rynku pracy.
Kilka miesięcy temu, w wywiadzie dla Crowdmedia, prof. SGH Andrzej Rzońca – główny ekonomista Platformy Obywatelskiej, działanie polityki rządu PiS nazwał powtarzaniem błędów Gierkowszczyzny.
Mamy kontrrewolucję antykapitalistyczną. Nie ma w Polsce żadnej reformy, która wzmacniałaby polską gospodarkę. Są deformy, które ją niszczą. I karuzela zmian personalnych. Skutki ujawnią się, kiedy skończy się dobra koniunktura na świecie. Polska gospodarka jest od niej zależna jak każda gospodarka tak bardzo oparta na eksporcie. Zależymy zwłaszcza od koniunktury w strefie euro i w jej najsilniejszej gospodarce – Niemczech, z którą jako eksporter i kooperant jesteśmy najmocniej związani. To, że na razie korzystamy z tamtejszej koniunktury, nie oznacza, że w polskiej gospodarce nic złego się nie dzieje. Inwestycje są po zapasach wielkością najbardziej zależną od koniunktury. (…) Po szczycie przychodzi załamanie. A my w szczycie koniunktury ani nie budujemy rezerw na gorsze czasy, ani nie dbamy o konkurencyjność – nie zwiększamy proporcji inwestycji do PKB, ani nie zmieniamy struktury inwestycji na bardziej innowacyjną, czyli prokonkurencyjną. W dodatku drugi (…) „silników”, czyli konsumpcja za pieniądze z budżetowych „darów” rządu, w ogóle nie jest motorem wzrostu, ale przejadaniem rezerw bieżących lub rozdysponowaniem rezerw wypracowanych wcześniej.
Najgorsze w sprawie zbliżającego się wielkiego hamowania polskiej gospodarki jest wrażenie, że rząd Mateusza Morawieckiego zdaje się kompletnie nim nie przejmować. Sygnały “STOP”, “UWAGA”, “CRISIS AHEAD” walą po oczach z każdej strony, a w Polsce niczym nie zmącony spokój władzy pozwala im nadal obiecywać złote góry i chwalić się wielkimi sukcesami naszej gospodarki. Wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu już pokazuje recesję, a dziś 49,9 pkt odczytano także dla niemieckiej gospodarki, co dla Polski oznacza kolejny spadek eksportu w przeciągu najbliższych dwóch kwartałów. W czasie, gdy w Polsce trwać będzie populistyczny festiwal obiecanek i reklamowania napompowanej obietnicami kiełbasy wyborczej, wszyscy odpowiedzialni sąsiedzi będą przygotowywać się na zaciskanie pasa. Tam bowiem mają na to spore zapasy. Nie to co w kraju nad Wisłą. Tu obudzimy się dopiero wtedy, gdy nasze ręce będą już w gospodarczym nocniku.
Fot. Krystian Maj / KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU