Komitet Obrony Demokracji znalazł się na zakręcie. Od tego jakie decyzje zapadną wewnątrz organizacji, zależeć będzie jego dalsza obecność na scenie politycznej lub ewentualne odejście w niebyt. Pojawia się pytanie, czy w samym KODzie istnieje świadomość zaistniałej sytuacji, czy organizacja potrafi się zjednoczyć w realizacji jednego kierunku zmian, czy w końcu może zbyt wielu prominentnych członków przysłowiowo oderwało się już od rzeczywistości?
Choć afera fakturowa wyrządziła ruchowi olbrzymie szkody, to jednak wiele wskazuje na to, że nie jest to wcale największy problem Komitetu. Gdyby Mateusz Kijowski pod wpływem odezwu zarządu KOD złożył funkcję przewodniczącego i wiosenne wybory wyłoniłyby bardziej wiarygodnego czy charyzmatycznego lidera, to w dłuższej perspektywie czasu sam ruch nie musiałby ucierpieć. Jednak zamiast odpowiedzialności za własne błędy i zjednoczenia w trudnej chwili zobaczyliśmy coś innego.
Staliśmy się świadkami rozłamu, przerzucania się oskarżeniami. Są ci, którzy stoją murem za Mateuszem i ci, co pragną jego odejścia. Sam Kijowski stara się za wszelką cenę zaklinać rzeczywistość, że nic się nie stało, natomiast jego oponenci, tacy jak Radomir Szumełda, mają poczucie, że nadszedł ich moment. Wybory, które niczym w partii politycznej wydawały się mieć za cel jedynie usankcjonowanie dotychczasowego status quo, mogą stać się w przypadku wyboru lidera bardzo burzliwe.
Jednak KOD to nie partia polityczna i nie obowiązują go te same zasady. Platforma Obywatelska mogła sobie pozwolić po przegranych wyborach na okres walk wewnętrznych, ponieważ miała zagwarantowaną czteroletnią obecność Sejmie, a tym samym w mediach, nie mówiąc już o opartych na mocno ugruntowanych w samorządach strukturach i wielomilionowej subwencji. Tych elementów KOD nie ma, co powoduje, że wizerunek organizacji raz stracony, może być już nie do odzyskania. Wybory są wizerunkową szansą na oczyszczenie atmosfery i pokazanie, że idea KOD jest większa niż jego założyciel. Zmarnowanie tego momentu może być już nieodwracalne. Na przestrzeni ostatniego roku dużo było słychać o mało demokratycznych praktykach wewnątrz Komitetu, zamykaniu ust i usuwaniu nieprzychylnych Kijowskiemu działaczy czy politykierskim dążeniu do autopromocji niektórych liderów. Brak dobrej atmosfery wewnątrz organizacji, wraz z trudnościami z utrzymaniem frekwencji na demonstracjach KOD, postawiły stowarzyszenie w miejscu, gdzie brakuje solidnego spoiwa łączącego ludzi i dającego im dalszą motywację wobec nieugiętości rządu. Przeobrażenie wyborów, święta demokracji w medialną kompromitację może odebrać Komitetowi przychylność mediów, a to z braku innych spoiw może zachwiać wiarą wielu członków w sukces. Od tego tylko krok do głośnego rozłamu w przypadku grupowego odejścia przegranej frakcji lub cichego w postaci stopniowego topnienia liczby szeregowych członków KOD. Oznacza to, że zwycięzca brutalnej walki może zostać tylko królem zgliszcz.
Niepokój członków i sympatyków KOD powinien budzić także brak pozytywnego przekazu organizacji. Ciągła negacja jest niewystarczająca, a skupianie się przez Kijowskiego podczas wyborów na takich kwestiach jak wprowadzanie wynagrodzeń dla członków zarządu, w świetle afery fakturowej daje prawicowym mediom wymarzony materiał na dalsze ośmieszanie Komitetu.
Na jaw wychodzi, że obecnie w KOD jasnej wizji co do tożsamości i kierunku w jakim zmierza ruch po prostu brakuje. Jeśli Komitet nie odnajdzie drogi powrotnej do korzeni oddolnego ruchu społecznego i nie stworzy wiarygodnej tożsamości będącej nie opozycją, lecz alternatywą dla PiS, to powinniśmy być świadkami powolnej śmierci organizacji.
Po wygraniu przez Kijowskiego wyborów w Mazowieckim KOD w jednym z prorządowych portali można było przeczytać znamienne zdanie: “Czy naprawdę Jarosław Kaczyński mógł sobie wymarzyć lepszy prezent w ten sobotni dzień?”. Cały tekst został opatrzony tezą, że przy takich ruchach oponentów, najwyraźniej “Jarosław Kaczyński jednak rządzi nawet opozycją”.
Nie ma co się dziwić, że prawicowi publicyści zacierają ręce. KOD pod dalszym przywództwem Mateusza Kijowskiego stałby się dla PiS pokazowym rezerwatem, organizacją, która politycznie nie ma znaczenia, ale ośmiesza powagę opozycji jako alternatywy. Z tego powodu poświęcanoby mu mnóstwo uwagi, jak na ironię przeistaczając ruch społecznego sprzeciwu wobec rządu w kolejne narzędzie pisowskiej propagandy.
Czy istnieje zatem wyjście z sytuacji? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Jeśli spory i upartyjnianie komitetu zaszły zbyt głęboko to możliwe, że nie ma już siły umożliwiającej porozumienie i reorganizację KOD. Jednak jeśli działacze będą potrafili odwołać się do idei stojącej za Komitetem, to wciąż jest szansa. Nie będzie to łatwe, ale jedyną nadzieją jest wybranie w duchu jedności zupełnie nowego, nieskompromitowanego lidera, który nada organizacji wiarygodności i wytyczy nowy kierunek dla ruchu. Czy będziemy mieli okazję to zobaczyć? Oby…
fot.Michael Wende/ Shutterstock
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU