Przez media przetacza się właśnie fala ekscytacji tematem nadwyżki budżetowej, która jest tarczą PiS przed oskarżeniami o rozdawnictwo. Wielu Polaków uwierzyło, że w 2017 roku, kiedy pierwszy raz ruszyła masowa propaganda wokół bilansu budżetu, doszło do czegoś nigdy wcześniej nie widzianego, co sprawia, że hasło “dotrzymujemy słowa” jest prawdziwe. Na tym jednak polega potęga mediów, że potrafi wmówić ludziom dosłownie wszystko w oderwaniu od faktów. Te ostatnie jednak pokazują, że rząd nie dokonał niczego wyjątkowego, a wręcz przeciwnie, wszystkie dane pokrywają się z historycznymi trendami, a nie skutecznością danego polityka u steru. Nie mamy pełnych danych za 2018 rok, to spójrzmy na także głośny pod tym kątem rok 2017. Czy wiecie, że niższy deficyt niż w zeszłym roku od początku XXI wieku był w Polsce aż 6 razy?
Nigdy nie było masowych informacji na temat nadwyżek budżetowych, a jakoś finanse publiczne trzymały się lepiej. Za samych słynnych 8 lat PO-PSL mniejsze deficyty był w 2008, 2009 i 2011 roku, jednak nikt nie robił z tego wielkiego wydarzenia. Sam fakt istnienia deficytu jest bowiem porażką władzy. Co więcej takie deficyty uzyskano u progu i w trakcie wielkiego kryzysu finansowego, kiedy wzrost gospodarczy pikował do wartości 2,8% we wspominanym choćby 2009 roku. Potem przypomnijmy, że była druga fala kryzysu, kiedy wzrost spadł do zaledwie 1,6% w 2012 roku (roku Euro 2012 i wielkich inwestycji), a mimo to deficyt był niewiele większy, bo na poziomie 30 mld zł. Tymczasem PiS swoje 25,4 mld zł pożyczył mimo niemal 5% wzrostu gospodarczego, który owocował szybowaniem wpływów budżetowych. Jakby tego było mało niewielu pamięta, że najgorszym rokiem w historii dla budżetu był 2016, kiedy programy “plus” pogrążyły finanse państwa do 46,2 mld zł deficytu.
MF, T. Czerwińska:
"Wstępnie szacujemy, że po grudniu deficyt na koniec roku wyniesie do 15 mld zł".Byłoby to o ponad 10 mld zł mniej niż rok temu.
Oraz najmniej w tym wieku.A jeszcze 2 lata temu był największy w tym wieku pic.twitter.com/ZAnyPbQs4f
— Rafał Mundry (@RafalMundry) December 22, 2018
PiS chwaląc się nadwyżkami zapomina także wspomnieć o ukrytym długu publicznym. Koalicja PO-PSL swoją polityką emerytalną, od likwidacji emerytur pomostowych przez reformę emerytur mundurowych po w końcu podniesienie wieku emerytalnego, znacznie ograniczyły wzrost ukrytego długu publicznego w ZUS. Dziś zaś ten dług rośnie najszybciej w historii Polski w tempie znacznie szybszym niż oficjalny deficyt budżetowy.
Najniższy w XXI wieku deficyt odnotowano w 2007 roku na poziomie ledwie 16 mld zł, niemal tyle samo, ile w tym roku prognozuje resort finansów. Niektórzy powiedzą “Ha! Efekt rządów PiS”, jednak bardzo by się pomylili. 2007 rok podobnie jak 2018, to lata z najwyższym wzrostem gospodarczym w Polsce w swoich dekadach. W efekcie te lata charakteryzował wręcz gwałtowny napływ środków z podatków do budżetu. Tegoroczny wzrost wpływów rzędu 8% jest niebagatelnym czynnikiem sprzyjającym redukcji deficytu, a jest to element w znacznej mierze niezależny od polityki rządu. Nawet słynne uszczelnianie ma mieszany polityczny rodowód, dało ono 20 mld zastrzyku do budżetu, jednak pamiętajmy, że jego rdzeń przegłosowano jeszcze za rządów PO-PSL, jednak ówczesna ekipa nie dostrzega kapitału politycznego w swojej decyzji. W kwestii 2007 roku też trzeba oddać sprawiedliwość śp. Zycie Gilowskiej, która podobnie jak Morawiecki, wywodziła się spoza obozu PiS, jednak w przeciwieństwie do premiera preferowała rzetelną dyscyplinę budżetową i przeznaczanie dodatkowych wpływów na obniżkę podatków, co tylko wzmocniło pozytywne efekty cyklu gospodarczego.
Ciężko z góry wierzyć w prognozy 15 mld zł deficytu na koniec roku dopóki nie zobaczymy ich na papierze, jednak już teraz warto dorzucić tutaj jeszcze jeden szczegół. 10 mld zł zatrzymano w tym roku w budżecie w efekcie dobrej kondycji ZUS, będącej efektem ukraińskich imigrantów i niskiego bezrobocia. Bez tego daru losu deficyt ponownie wynosiłby 25 mld zł i po listopadzie nie byłoby nadwyżki, a wraz z tym cała magia by prysła.
Nie ma jednak sensu, jak część polityków opozycji, negować dobrej kondycji finansów państwa. Wpływy są bez wątpienia wysokie i walka z faktami jest z góry skazana na porażkę. Tym, co jest jednak kluczowe, to koloryzowanie rzeczywiści przez PiS, który marnuje owoce niezależnej od swoich działań koniunktury ignorując potrzeby polskiej gospodarki. Dziś bowiem premier mówi choćby, że podwyżki cen energii są z powodu Unii i PO, a zapomina, że rząd miał 3 lata na modernizacje np. sieci przesyłowej prądu, która mogłaby przynieść oszczędności kompensujące przyszłoroczną podwyżkę. Jednak miano inne priorytety i właśnie o marnotrawczy wybór tych ostatnich toczy się cały spór ekspertów z rządem Prawa i Sprawiedliwości.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=„pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU