Burza wokół rządowych planów “repolonizacji” mediów, tj. przyjęcia przez Sejm rozwiązań mających wprowadzić dekoncentrację kapitału na rynku mediów zmusiła także prawicowych publicystów do poruszenia tego drażliwego tematu. W swoim wystąpieniu w Klubie Ronina, prawicowego klubu dyskusyjnego głos zabrał Michał Karnowski, brat redaktora naczelnego tygodnika “Sieci”. I przyznał wprost, że na wprowadzenie takich zmian w polskich realiach nie ma najmniejszych szans.
Nigdy nie wierzyłem w żadną siłową repolonizację, tego się po prostu nie da zrobić, zapomnijmy o tym, wybijmy sobie to z głowy. Nie da się zrobić ustawowej repolonizacji w tych warunkach, w których jesteśmy – powiedział Karnowski.
Jego zdaniem, na przeszkodzie stoi silna unijna presja, której przeciwstawienie się mogłoby faktycznie skończyć się przymusowym Polexitem. Zwrócił też uwagę, że polski rynek medialny jest bardzo płynny i wskutek dużej ekspansji obecności medialnej w Internecie, bardzo trudno jest rzeczywiście zmierzyć, kto medialnie jest potężny, a kto nie.
Złożył też kilka propozycji, które w jego przekonaniu miałyby doprowadzić do większego pluralizmu na rynku mediów. Jedną z nich byłoby wywindowanie cen za kolejne koncesje dla tych samych wydawców tak, by na rynku było więcej tytułów różnych właścicieli, a nie wiele tego samego imperium medialnego. Jego zdaniem zmiany powinny też dotknąć działalności domów mediowych tak, by kwoty reklam z rynku nie były ograniczone do widzimisię ich właścicieli.
Uważam, że trzeba zrobić porządek z domami mediowymi, tak jak zrobiono na Węgrzech. Tam domy mediowe stały się wyłącznie pośrednikiem jawnym, widocznym dla wszystkich – pomiędzy reklamodawcą a reklamobiorcą. Czyli dom mediowy kontaktuje jednych z drugimi, doprowadza do podpisania przez obie strony umowy, gdzie jest jasno zapisana marża, wszystko jest uczciwie, nic pod stołem. To działa, wyrównuje reguły gry – sprecyzował Karnowski.
Jego zdaniem dziś w kwestii zakupu reklam przez spółki Skarbu Państwa jest “mniej więcej po równo”, i optymalnie by było, gdyby w sektorze przedsiębiorstw prywatnych było podobnie. Publicysta “Sieci” kpi oczywiście w żywe oczy, bo wiadomo nie od dziś, że strumień pieniędzy na reklamy z SSP całkowicie niemal przesunął się na media zaprzyjaźnione z rządem, jednak chwilę później oczywiste kłamstwa przykrywa nieoczekiwana chwila szczerości, dotycząca Telewizji Polskiej i prezesury Jacka Kurskiego.
Gdyby nie telewizja publiczna – Jacek Kurski jest często jako prezes krytykowany – ja uważam, że gdyby nie on, tego rządu już dawno by nie było – byłby zmieciony chociażby przez te protesty grudniowe – ocenił publicysta.
Trzeba przyznać, że publiczne przyznanie, że największą siłą obecnego rządu Prawa i Sprawiedliwości jest akurat nachalna propaganda, która tworzy nierzeczywisty obraz otaczającej nas rzeczywistości i mami ludzi nieistniejącymi sukcesami, ukrywając jednocześnie ujawniane od trzech lat afery, to rzadko spotykanie zjawisko w prawicowych mediach. Jak widać, dla prawicowych publicystów problemem nie są ujawniane afery i grzechy rządu “dobrej zmiany” tak długo, jak ich ujawnianie nie uderza w wizerunek obozu władzy. Nie do pomyślenia wydaje się, że jeszcze kilka lat temu ci panowie nazywali siebie dziennikarzami. Diagnoza Karnowskiego wyjaśnia jednak, dlaczego pozycja Jacka Kurskiego wciąż jest w obozie Zjednoczonej Prawicy taka mocna. Po prostu robi to, co mu zlecono.
Źródło: Wpolityce.pl
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU