Komisja śledcza ds. afery Amber Gold okazała się wielkim niewypałem. Nie udało się nawet zbliżyć do udowodnienia z góry założonej tezy o parasolu ochronnym, jaki politycy poprzedniego obozu rządzącego roztoczyli nad interesem Marcina P. i jego małżonki. Co gorsza, na przestrzeni wielu miesięcy funkcjonowania tej komisji, na jaw wyszło wiele kwiatków, które są dla Prawa i Sprawiedliwości bardzo niewygodne – a to okazało się, że gdy znaleziono urząd, w którym funkcjonowali “załatwiacze”, to jego szefa powołał premier Kaczyński, a to próby ustalenia źródła pochodzenia pieniędzy na rozkręcenie piramidy finansowej prowadzą do znajdujących się pod polityczną ochroną PiS SKOK-ów. Wszystko szło nie tak, jak wymarzyła to sobie z pewnością przewodnicząca komisji, posłanka Małgorzata Wassermann. Na domiar złego, pierwszy z kluczowych politycznie świadków czyli Jan Vincent Rostowski dosłownie młodą gwiazdę PiS rozjechał w czasie przesłuchania i to zrobił to na oczach jej wyborców, bo przecież to głównie oni wciąż jeszcze śledzą medialne show, jakim ta komisja się stała.
Nic więc dziwnego, że szefowa komisji śledczej, będąca jednocześnie kandydatką Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Krakowa uznała, że kolejnego upokorzenia, jakim zapewne skończy się jej pojedynek z przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem, woli uniknąć w czasie trwania kampanii wyborczej. Dziś poinformowała opinię publiczną, że zmienia ustalony już wcześniej termin przesłuchania byłego premiera z 2 października (czyli 3 tygodnie przed wyborami) na 5 listopada, czyli dzień po drugiej turze wyborów, w której oczywiście ma nadzieję się znaleźć. Uzasadnienie podała oczywiste:
– Nie chcę wykorzystywać komisji [śledczej ds. Amber Gold] do mojej kampanii samorządowej, stąd taka moja decyzja, przy pełnej akceptacji prezydium komisji – stwierdziła
Tyle tylko, że tak przedstawiając sprawę przesłuchania Donalda Tuska przypadkowo skupiła uwagę na dwóch kwestiach. Po pierwsze, zapowiadając powrót do pracy komisji śledczej zaraz po drugiej turze wyborów prezydenckich w których wystartuje, de facto założyła że nie ma szans ich wygrać, już dziś wywieszając białą flagę. Jednocześnie zamanifestowała swój brak odwagi do starcia z politycznym graczem wagi ciężkiej, co z pewnością nie działa na jej korzyść w wyborczym wyścigu – w końcu wyborcy wolą zwycięzców, nie przegranych.
Drugi aspekt dotyczy jej kolegi z obozu politycznego, kandydata na prezydenta Warszawy Patryka Jakiego, który ostatnio próbuje na każdym kroku przekonywać o swojej prawdomówności. To nic, że to on sam wiele miesięcy temu przekonywał, że jeśli zostanie kandydatem Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Warszawy, to zrezygnuje z przewodniczenia komisji weryfikacyjnej ds. warszawskiej reprywatyzacji. Na domiar złego, dzisiejsza decyzja Małgorzaty Wassermann stawia go w bardzo złym świetle – on, jak widać, nie czuje nic złego w ostentacyjnym wykorzystywaniu piastowanej funkcji przewodniczącego medialnej komisji do prowadzonej kampanii wyborczej. Sytuacja wygląda dziś bowiem tak, jakby Małgorzata Wassermann postanowiła zdobyć kosztem polityka Solidarnej Polski kilka punktów u elektoratu centrowego.
Źródło: 300polityka
Fot. TVP Info
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU