Rząd Prawa i Sprawiedliwości ma duże upodobanie do inwestycji zapierających dech w piersiach swoim rozmachem. Panuje zasada “im większe, tym lepsze”, w myśl mentalności dawnych królestw i autorytarnych reżimów, że trzeba wszem i wobec pokazać swoją potęgę. A jednym z najlepszych sposobów oddziaływania na społeczeństwo jest właśnie architektura. Rząd planuje bowiem niewidziane nigdy w historii inwestycje w transport śródlądowy, aby uczynić z niego konkurencję do tirów i kolei. Przewiduje się wydanie na ten cel ponad 70 mld zł. Dostaniemy żeglowną Odrę i Wisłę, ale skutkiem ubocznym będzie przeobrażenie krajobrazu polskich rzek nie do poznania. Mówimy bowiem o katastrofie ekologicznej na wielką skalę.
W teorii powinniśmy się cieszyć, rząd chce pójść ramię w ramię z planami Unii Europejskiej, która stawia na transport rzeczny. Nie jest bowiem tajemnicą, że uważany on jest za najbardziej ekologiczny. Gwarantuje bowiem największy przetransportowany ładunek na litr zużytego paliwa oraz co za tym idzie najmniejszą emisję zanieczyszczeń i najniższe koszty. Litr paliwa pozwala bowiem przemieścić statkiem rzecznym na odległość kilometra aż 127 ton ładunku, podczas gdy samochodem jedynie 50 ton, a koleją 97 ton. Jeszcze lepiej wygląda skala emisji CO2: w przypadku żeglugi wynosi zaledwie 33,4 g/tkm, podczas gdy transportu samochodowego – 164, a kolei – 48,1. Zatem wydawałoby się problemem jest tak naprawdę tylko dostępność infrastruktury, którą rząd zamierza w końcu sfinansować.
Niestety nic bardziej mylnego. Koncepcje kaskady Odry i Wisły, które są podstawą planu Prawa i Sprawiedliwości wywodzą się z czasów głębokiego PRL. Zmieniło się uzasadnienie projektu, ale metody pozostały stare, co jest kluczowe w nadchodzącej katastrofie. Pół wieku temu zupełnie inaczej postrzegano kwestie ekologii i inaczej stawiano priorytety.
Uzmysłówmy siebie zatem na czym polega dostosowanie Wisły i Odry do transportu śródlądowego?
Problem polskich rzek polega na tym, że one są zbyt naturalne. Bez ingerencji człowieka rzeki meandrują, rozlewają się szeroko i są generalnie płytkie, przez co niedostosowane do żeglugi. Jednak to, co jest problemem dla transportu, jest również podstawą bioróżnorodności polskich rzek. Naturalna rzeka tworzy wielkie bogactwo nisz ekologicznych, które mogą zasiedlić setki gatunków. Wisła jest bowiem jedną z ostatnich dzikich rzek Europy i w związku z tym uważana jest za ekosystem cenny i unikalny. Tymczasem rząd chce ekosystem polskich rzek całkowicie zniszczyć, nawet więcej, same rzeki w myśl definicji przestają bowiem istnieć. W koncepcji PiS, Wisła i Odra zostaną zmienione w ciąg sztucznych jezior podzielonych progami wodnymi, stąd określenie kaskady. Według zasad ekologii Odra i Wisła stracą praktycznie status rzeki, ponieważ przestaną być ekosystemem wody płynącej, a staną się stojącej, która rządzi się zupełnie innymi prawami.
Problemem kaskadowania rzek został gruntownie zbadany na zachodzie, choćby na przykładach takich jak Ren. Budowanie zapór i progów wodnych powoduje gromadzenie się zanieczyszczeń w zbiornikach, co prowadzi do niedotlenienia i obumierania życia tlenowego przy ich dnie. Ekosystemy uzależnione od zmiennych poziomów wody w rzece ulegają zniszczeniu, a najbardziej wartościowe siedliska na granicy lądu i wody ulegają drastycznemu gatunkowym zubożeniu. Co więcej niesiony przez rzeki naturalny materiał organiczny i skalny zostaje zatrzymany, przez co poniżej progów dochodzi do gwałtownej erozji dna rzecznego. Powoduje to negatywne oddziaływanie na środowisko ujść uregulowanych rzek. Przykładowo po zbudowaniu tamy na Nilu gwałtownie spadły połowy ryb u wybrzeży Egiptu oraz zaobserwowano zatrzymanie rozbudowy Delty Nilu, a nawet jej cofanie się.
PiS pragnie zbudować na Wiśle poniżej Warszawy aż 9 stopni wodnych. Niestety rząd nie wyciągnął wniosków, ponieważ fragment tej PRL-owskiej wizji został zrealizowany – zbudowano tamę we Włocławku. Jakie są tego konsekwencje? Rzekomo czysta energia odnawialna z hydroelektrowni okazała się ekologicznie bardziej obciążona nawet od węgla. Erozja i podmywanie tamy osiągnęły taki poziom, że od lat trwa dyskusja, jak ratować konstrukcję przed zawaleniem. Zapora doprowadziła do wyginięcia łososia w górnym dorzeczu Wisły, który wielkim wysiłkiem jest obecnie odbudowany. Jednak liczne zapory nawet przy zastosowaniu przepławek dla ryb utrudniają migrację, co i tak uderzy w populacje ledwie odzyskanych łososi. Już po wybudowaniu tylko jednej włocławskiej zapory na znacznym obszarze dorzecza Wisły wyraźnie zmniejszyła się bioróżnorodność. Co więcej na dnie zbiornika nagrodziło się tyle zanieczyszczeń, że istnieją obawy o skażenie Bałtyku w przypadku próby rozebrania konstrukcji. Warto się zastanowić nad skala zagrożenia nie przy jednej, ale 10 zaporach. Rząd chce sfinansować katastrofę przy której to co się dzieje w Białowieży to “pikuś”.
Niestety ekonomiczność rozwiązania transportu wodnego śródlądowego także jest znikoma wbrew tendencyjnie sprzedawanym statystykom. Uregulowane rzeki będą oferowały najtańszy transport, ale równocześnie dłużej trwający niż alternatywa. Równocześnie polskie rzeki nie płyną najkrótszymi trasami między miastami, co podaje, że 30% różnicy kosztów wobec kolei może zostać błyskawicznie nadrobione z powodu przewagi bezpośrednich połączeń kolejowych nad wręcz naokoło prowadzonymi drogami transportu śródlądowego. Niestety nie bierze się także pod uwagę kosztów – ponad 70 mld zł na budowę infrastruktury. Nikt w Unii Europejskiej ani w Polsce nie liczy kosztów inwestycji jako elementu ceny transportu. Powoduje to iluzje oszczędności. Jeśli rząd wyda dziesiątki miliardów na transport, którego udział wzrośnie, ale wciąż będzie stanowił kilka procent rynku, to okaże się, że będzie to najdroższa inwestycja w historii jeśli chodzi o koszt budowy/tonę przetransportowanego towaru. Nie powinny nas także uspokajać zapewnienia o czystej energii. Polska jest krajem nizinnym i ubogim w wodę, dlatego progi wodne pochłaniają ziemię, a równocześnie dają minimalne ilości energii. Obecnie energia wodna to 1,5% produkcji w kraju, czym ustępuje nawet wiatrowej (3,7%). Jest to efekt niskiego potencjału polskich rzek, a nie braku infrastruktury.
Niestety myślenie życzeniowe i megalomania wydaje się po raz kolejny zwyciężać. Politycy za grube miliardy doprowadzą do zniszczenie jednej z ostatnich unikalnych rzeczy jakie Polska na tle innych krajów Europy posiada. Nie powinniśmy powtarzać błędów innych krajów będąc zaopatrzonym w przeszłe rozwiązania. Spójrzmy w przyszłości i oprzyjmy nasze państwo na rozwiązaniach, które najbardziej służą zarówno mieszkańcom jak i naturze. Wbrew wszystkim “proekologicznym” argumentom uregulowanie polskich rzek do nich bez wątpienia nie należy.
Źródło: money.pl/ rynek-energi-elektrycznej.pl/gazetawyborcza.pl
fot. flickr/ Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU