W ostatnim numerze Polityki poświęcono tekst pracom nad projektami ustaw, mającymi zastąpić zawetowane przez prezydenta akty prawne. Można z tego wywnioskować, że opracowanie tych ustaw jest tak utajnione, że brakuje tylko osłony kontrwywiadowczej. To by się nawet potwierdzało, ponieważ do tej pory z Pałacu Prezydenckiego nie zostały wypuszczone balony próbne badające reakcję PiS-u, opozycji i społeczeństwa. Być może powody są prozaiczne. Autorzy artykułu, na podstawie informacji z różnych źródeł stwierdzają bowiem, że prace mają ruszyć pełną parą na początku września.
Jeżeli prace mają ruszyć z początkiem roku szkolnego i mija właśnie miesiąc od zapowiedzi Andrzeja Dudy o przygotowaniu ustaw w ciągu dwóch miesięcy, to już dzisiaj można powiedzieć, że termin ten nie zostanie dotrzymany. Jest jednak w tym wszystkim mały haczyk, na który zwraca uwagę jeden z prezydenckich ministrów – “Przygotować, a nie wysłać do parlamentu.” Dalej czytamy – “To różnica nie tylko semantyczna. Prezydent po ujawnieniu projektów może zacząć wokół nich debatę, m.in. zaprosić do Pałacu polityków. Czas będzie biegł, a coraz bliższy będzie koniec kadencji obecnych członków KRS.” Tygodnik zwraca uwagę, że już w marcu 2018 r. jedenastu z piętnastu sędziów – członków KRS wybranych spośród sędziów – kończy swoje kadencje, dwóch kolejnych w maju i czerwcu. Zwłoka z ustawą pozwoliłaby uniknąć wrażenia czystki w Krajowej Radzie Sądownictwa. W moim odczuciu takie przeciąganie w czasie kwestii ustaw sądowych jest w pewnym sensie pójściem na rękę Prawu i Sprawiedliwości. Gdzieś w tyle głowy zaczyna powracać myśl o lipcowej ustawce prezydenta z PiS-em.
Z tekstu można wywnioskować, że ultimatum jakie partii rządzącej postawił prezydent czyli wybór przez trzy piąte członków KRS będzie w ustawie zapisany. Ten zapis uderza w obóz rządzący, gdyż będzie to wymagało dużej gimnastyki w Sejmie. “Można więc założyć, że prezydenckie ustawy, po pierwsze osłabią Ziobrę, po drugie – zdenerwują PiS, zmuszając go do dogadywania się z innymi klubami przy wyborze KRS, po trzecie – nie zadowolą obrońców sądów”. Przy “po trzecie” znowu zaczyna kołatać się myśl o dobrym wyreżyserowaniu wet w porozumieniu z Jarosławem Kaczyńskim. Co istotne, Andrzej Duda nie podważył kluczowych dla PiS zapisów i podkreślił, że zasadniczo z ideą zmian się zgadza.
Na ponowne postawienie dzisiaj tezy o ustawce prezydenta z PiS-em jest za wcześnie, ale istnieją pewne przesłanki które mogą ją uwiarygodnić. Gdy sięgnąć pamięcią wstecz to Prawo i Sprawiedliwość już raz wystraszyło się społecznego oburzenia i wycofało się po fali “czarnych protestów” z kontrowersyjnych projektów ustaw o aborcji. Teraz nie mogli tak z dnia na dzień zrobić kroku wstecz i zrezygnować z czegoś, co jest marzeniem Jarosława Kaczyńskiego od 25 lat. Paradoksalnie ograniczenie uprawnień Zbigniewa Ziobry, które sobie zapisał w poprzednich wersjach ustaw jest też na rękę prezesowi PiS oraz jego partii. Tym bardziej jeżeli myślą o kolejnej kadencji, w trakcie której rozegra się bitwa o schedę po prezesie. Szef Prawa i Sprawiedliwości w najbliższych latach zapewne kogoś namaści na swojego następcę i tego kogoś mogą nagle dotknąć problemy natury prawnej ze strony prokuratorów i sędziów będących w dobrej komitywie z aktualnym ministrem sprawiedliwości. Nie jest żadną tajemnicą, że Zbigniew Ziobro ma ogromne ambicje polityczne, a przykład Patryka Jakiego obrazuje, jakimi on się potrafi otoczyć bulterierami. Tak samo może być w sądach i prokuraturach.
Adam Hofman, który był gościem w TVN 24 kilka dni po zawetowaniu ustaw przez Andrzeja Dudę, powiedział dość dużo o błędach komunikacyjnych i braku przygotowania w obudowie całej operacji przy sądach. Obudowie czyli wrzuceniu do obiegu medialnego jakichś marchewek dla społeczeństwa np. tematów socjalnych. Nie wiem czy w PiS wyciągnięto z tego wnioski, ale planowana przez prezydenta zwłoka z ustawami, mająca na celu uniknięcie wrażenia czystki jest niczym innym jak elementem takiej właśnie obudowy medialnej. Nie wysyłamy kata, tylko wstrzykujemy truciznę która zacznie działać za pół roku. Może są to na tę chwilę zbyt daleko idące wnioski, ale należy pamiętać, że Andrzej Duda nie zawetował trzech, tylko dwie ustawy, a to już pozwoliło na rozładowanie protestów. Taktyka salami? Załóżmy taki scenariusz: prezydent wysyła do Sejmu ustawy, parlament nanosi poprawki, ludzie wychodzą na ulice i tydzień demonstrują, prezydent wetuje jedną, a druga przechodzi i wszyscy rozchodzą się do domu. Jest sukces? Jest. Połowiczny ale jest i każda ze stron jest względnie zadowolona.
Jak tak patrzę z perspektywy wakacyjnych protestów, to dochodzę do wniosku, że trzeba było jednak do końca trzymać nóż na gardle Andrzejowi Dudzie, aż do momentu podpisu ustawy której nie zawetował. Być może trzeba było podtrzymywać w małym stopniu społeczne wzburzenie żeby wywierać presję na prezydenta. W czasie wakacji wyprowadzenie ludzi na ulicę – szczególnie młodych – nie jest problemem. Problemem może być skrzyknięcie takiej samej liczby protestujących późną jesienią czy przy 10 stopniach mrozu, a widać, że na ten okres Prawo i Sprawiedliwość wspólnie z prezydentem planuje ostateczną rozgrywkę.
Fot. Shutterstock/Isaaack
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU