Sposób przeprowadzenia przez Sejm poselskiego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym, który całkowicie zmienia jego ustrój i podważa zasady trójpodziału władzy, urąga wszelkim standardom prawidłowej legislacji. O transparentności procesu stanowienia tego prawa trudno mówić, jeśli PiS za wszelką cenę uparło się, by ustawę przeprowadzić przez parlament w zaledwie 4 dni. Na temat ustawy nie odbyła się praktycznie żadna merytoryczna debata, nie było konsultacji eksperckich, nie było też w gruncie rzeczy pełnoprawnych czytań w Sejmie, więc nawet najbardziej zainteresowani obywatele mogą mieć dużą trudność z zapoznaniem się z przepisami, które wkrótce uregulują funkcjonowanie najważniejszego sądu w kraju.
Przede wszystkim ustawa ta, wbrew deklaracjom partii rządzącej, nie wprowadza praktycznie żadnych mechanizmów, które miałyby usprawnić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Widać gołym okiem, że jest to ustawa kadrowa, mająca na celu przede wszystkim wymianę sędziów na swoich i pozbycie się tych, którzy PiS-owi zaszli za skórę. Jest jednak jeszcze jeden bardzo istotny aspekt tej ustawy, który w moim przekonaniu stał się główną osią niezgody między większością sejmową – czyli podział władztwa nad sądownictwem. Wystąpienie prezydenta Dudy ze swoimi żądaniami to, wbrew opiniom wielu komentatorów, nie była żadna ustawka, tylko próba ugrania swoich celów przez Andrzeja Dudę. Pogrożenie palcem, że zawetuje ustawę o Sądzie Najwyższym, miało być środkiem do celu. Gdyby bowiem prezydent bezczynnie przyglądał się, jak minister Ziobro odbiera mu część kompetencji, a potem bezkrytycznie się pod taką ustawą podpisał, to w gruncie rzeczy przestałby być PiS-owi potrzebny. Jego konferencja prasowa, a potem wieczorne spotkanie z marszałkami Sejmu i Senatu miało na celu przedstawienie swojej ceny za poparcie niekonstytucyjnych ustaw. Tą ceną był udział we władztwie nad sądami, który przecież lepiej mieć niż nie mieć, zwłaszcza że Trybunał Stanu i tak już czeka. Dziś natomiast możemy poznać, co konkretnie wywalczył sobie takim zachowaniem.
Na stronach sejmowych pojawiło się sprawozdanie sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka z wczorajszych burzliwych obrad. Jako, że z pełną premedytacją Prawo i Sprawiedliwość pominęło wczoraj dyskusję nad poszczególnymi poprawkami i przegłosowało je blokowo, obywatele nie mieli okazji poznać, jakie warunki postawił Andrzej Duda i jakie konkretnie poprawki do ustawy o Sądzie Najwyższym zadowolą go na tyle, by podpisał pakiet ustaw demolujących trójpodział władzy w Polsce.
- Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN przedstawi prezydentowi nie 3 a 5 kandydatów
- choć to niezgodne z Konstytucją, PiS utrzymuje, że kadencja I Prezes SN może być skrócona i mandat do zajmowania tego stanowiska może wygasnąć – co jest oczywistą kpiną
- to prezydent, choć na wniosek ministra sprawiedliwości określi regulamin Sądu Najwyższego, a w nim ilość stanowisk sędziów w poszczególnych izbach, wewnętrzną organizację, zakres zadań poszczególnych izb
- to Krajowa Rada Sądownictwa, nie minister sprawiedliwości, zdecyduje o losie sędziego Sądu Najwyższego, który osiągnie wiek emerytalny, także w zakresie wyrażenia zgody na nieskorzystanie z prawa do przejścia w stan spoczynku. Żeby jednak KRS wiedziała co ma myśleć, minister sprawiedliwości prześle swoją opinię w kwestii takiego sędziego
- ograniczono kompetencje ministra sprawiedliwości w zakresie nadzoru nad pracą Izby Dyscyplinarnej – obecnie będzie miał tylko wgląd w jej czynności
- w ustawie o KRS uwzględniono poprawkę prezydenta o większości 3/5 w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, potrzebnej do powołania sędziów do KRS – ważne, że zmiana ta dotyczy tylko ustawy z 2011 r., a więc nie tej nowej. W moim przekonaniu oznacza to, że większość ta dotyczyć będzie całej KRS, nie tylko części sędziowskiej
- to prezydent wyda ostateczną decyzję o losie obecnych sędziów Sądu Najwyższego, którzy na mocy ustawy będą mieli automatycznie przejść w stan spoczynku. Procedura obejmie najpierw wniosek ministra sprawiedliwości, potem uchwałę KRS a następnie decyzję prezydenta. Ważny jest jednak zapis, że uchwała KRS nie wiąże prezydenta. Warto w tym miejscu jednak zaznaczyć, że tu władztwo prezydenta jest pozorne, bo dotyczyć będzie tylko tych sędziów, których wskaże minister sprawiedliwości. Czyli tu Dudę wydudali.
- sędziego, który przejmie kompetencje I Prezes Sądu Najwyższego przeniesionego w stan spoczynku lub usuniętego niekonstytucyjnie przez wygaszenie kadencji wskaże Prezydent RP
- wydłużone zostanie vacatio legis – do 30 dni, więc sprawa ułaskawienia Mariusza Kamińskiego zostanie rozstrzygnięta jeszcze przez obecny skład Sądu Najwyższego.
Czy te zmiany usprawniają funkcjonowanie sądownictwa? Każdy może ocenić we własnym zakresie. Projekty pozostają skrajnie niekonstytucyjne i gdyby prezydent chciał być traktowany jako strażnik ustawy zasadniczej, to zawetowałby każdą z nich. Wobec powyższego wypełnienia “dealu”, na jaki umówił się z marszałkami z PiS, wydaje się to jednak nieprawdopodobne. Niską cenę wyznaczył Andrzej Duda za demokrację w Polsce.
fot. Shutterstock/Drop of Light
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU